ARGO pędziwiatr

Co to jest – ma sześć nóg i biega? Tak to Gucio i Ja. Było o Ilce, będzie mnóstwo o Georgii więc pora na pięknisia. Z Guciem z racji wieku (5 lat/33 lata) i pragnienia utrzymania dobrej kondycji postanowiliś(my) zacząć biegać. Do tego bieganie działa odstresowująco, a Gucio trochę stresów w życiu ma (szczenna Georgia na utrzymaniu – już samo wymyślenie dziesięciu imion to nie lada robota – kto wymyślał jedno ten wie :), Ila i jej problemy wychowawcze, pilnowanie domu itd.). Gucio dał się jako tako przekonać długimi wywodami o tym, że będzie jeszcze lepiej wyglądać (tu od razu wyczuł fałsz – i słusznie, bo przecież lepiej to już nie da wyglądać) i że taka ekspozycja w czasie biegu (mięśnie,loki i te sprawy) przyciągnie jeszcze większe grono fanek, które przecież na co dzień mogą nie mieć szczęścia go spotkać. Ponadto zwiększone zapotrzebowanie kaloryczne zostanie zaspokojone, bonusową trzecią kolacją. W przeciwieństwie do Caspra, który na widok swojego Pana w biegowym rynsztunku wraca udawać śpiącego, Gucio na widok roboczych-biegowych szelek całkiem wesoło i żwawo domaga się wyjścia z domu. Na razie by się nie przetrenować (no dobra, żebym ja nie padł), trenujemy systemem zmiennym, biegamy a potem maszerujemy, z tygodnia na tydzień wydłużając ogólny czas treningu i skracając przerwy marszowe. Na chwilę obecną pracujemy nad synchronizacją. Gucio ma inne priorytety (patrz argumentacja powyżej) i uważa, że interwały nie powinny być wyznaczane jakimś głupim stoperem tylko aktualnie zastanymi warunkami. Jako warunki oczywiście należy rozumieć, napotkanych ludzi, zwierzęta i inne okoliczności przyrody. Po prostu gdy nikt nie patrzy – nie ma sensu biegać bo i tak nikt tego nie doceni, biegać należy gdy ktoś podziwia a najlepiej idzie z naprzeciwka, a jak się jeszcze cieszy na widok psa to wtedy można gwałtownie podbiec, pozostawiając za sobą dobre wrażenie. Żelazna logika Arguta nie trafia niestety do tego na drugim końcu linki (a ta oferma-skaranie boskie idzie jak ktoś patrzy i biega gdy nikt nie podziwia!) i póki co trwa docieranie biegaczy, a Gucio podejmuje różne próby zmiany cykli biegania, głównie przez sabotaż. Wypróbowana i póki co najlepsza metoda to permanentne udawanie, że Guciowi ”się chce”. Gdy maszerujemy kudłacz idzie (i tylko idzie) jak należy, ale gdy zaczynamy bieg, momentalnie przypomina sobie, że przecież się nie wysikał i on tak biegać nie może. Czasem potrafi sobie przypomnieć o tym i kilkanaście razy. Gdy zwolnimy jednak do marszu, problem mija jak ręką odjął. Próbowałem metody na kluczyki (Argo wiedząc, że jedzie w trasę należycie się do niej przygotowuje) ale niestety póki co nie działa. Z drugiej strony przyznać trzeba, że jak Gustaw wpadnie już w galop to pędzi jak struś pędziwiatr, tylko dwunożny wtedy nie daje rady. Gucio oczywiście jako prawdziwy samiec alfa, gdy wraca do domu obwieszcza domownikom ogrom wysiłku włożonego w bieganie, wypija pół miski wody drugie pół rozlewając, przewala się po podłodze i sapie jak lokomotywa, nawet ja się dałem nabrać dopóki, któregoś razu zamiast do domu nie wróciliśmy do samochodu. Tam Gucio zajął dumnie miejsce pasażera i jako, że nikt nie patrzył…to i nie trzeba było udawać przemęczonego. Uważam że jest to super zabawa dla Was i psów. Kupcie psu dobre szelki (z odblaskami), amortyzator (nie zwykłą smycz). Do tego mały plecak na butelkę wody, miskę i apteczkę (na dłuższe treningi). I pod warunkiem że pies nie ma kontuzji oraz jest już wystarczająco duży (dla średniej rasy – 18 miesięcy), można zacząć biegać (byle nie po twardym). Kto wie, może jak dwunożny opanuje korzystanie z kompasu pojawimy się kiedyś tu.

ILA, czyli perfekcjonistka

Z jednej strony super przystojny, silny i wysportowany wujek, z drugiej spokojna i nadopiekuńcza mama, która wciąż ILĘ traktuje jak małego szczeniaczka, odpuszcza w zabawie, chroni przed światem i sprawdza czy mała aby na pewno się wysikała. Podejrzewamy, że gdyby mogła to jeszcze ILĘ by pokarmiła. Z małą jest o tyle inaczej, że żyje z nami od pierwszego dnia kiedy przyszła na świat, więc świata poza Anią (druga mama) nie widzi, może zostać ze mną i psami w domu ale jak nie ma Anki, to tak jakby nikogo nie było, leży pod drzwiami i czeka. Podział ról w stadku jest jak w wojsku, sztab – GEORGIA, kawaleria – ARGO, a ILCE przypadła rola zwinnego zwiadowcy. Wujek zajął się treningiem fizycznym, od małego ILA brykała z ARGO, a ten z małą ćwiczył i ćwiczył, gonitwy, skoki, bieganie po ścianach (tak jak w Matrixie) i wszelkie Argutkowe szaleństwa. Gdy ILKA była jeszcze bardzo mała, nasz 27-kilogramowy siłacz na zachętę udawał, że przewraca się po każdym ciosie malucha, a gdy uciekał, zawsze robił to tak, by mała mogła go dogonić (ale z wysiłkiem) złapać za nogę, czego efektem był zawsze komiczny upadek. ILKA nabrała tężyzny fizycznej i też zaufania dla wuja, że ten zawsze ją obroni. Dziś np. normalnym jest, że ILA psy blokujące jej drogę (nawet do miski)…przeskakuje, omijanie jest dla słabeuszy. Na spacerze mała robi za zwiadowcę-sonar, zawsze pierwsza, zawsze czujnie sprawdza teren, by wrócić z meldunkiem. W lasach np. idzie jakieś piętnaście metrów przed grupą, co jakiś czas staje i raz głośno szczeka nasłuchując odpowiedzi. Gdy usłyszy coś niepokojącego zawraca schować się za starszymi. Mama Georgia, uczyła małą sprytu i cwaniactwa, co w połączeniu z przekazaną przez Wuja pewnością siebie, dało nam podwórkowego urwisa, bystrzaka który i tak postawi na swoim. ILA po prostu wszystko robi, jakoś sprawniej i bardziej uważnie niż wszyscy na około. Biega najszybciej (i po optymalnym torze) i pływa najszybciej (z nienaganną techniką), za aportem nie rzuca się na oślep, tylko śledzi (i nie da jej się zmylić udawanym rzutem) i kalkuluje gdzie może upaść i jak się odbije i w 90% przypadkach będzie przy nim pierwsza…. w pozostałych 10%, lekko dziabnie innego psa tak by ten aport zgubił. GEORGIA w wodzie w wyścigu do aportu traci skupienie, macha łapami za szybko i robi wielkie fontanny wody, podczas gdy ILA miarowo i w rytmie sunie do celu jak łódź podwodna. Mamę, niezrównaną pływaczkę pokonała już drugiego dnia swojej nauki pływania, tego samego dnia (we Francji) ILA zajmowała się pilnowaniem innych psów, by te wyciągały każdy aport z wody, krążyła jakieś 40 metrów od brzegu, obserwując wpadające piłki, samemu nie wychodząc z wody przez prawie czterdzieści minut. Dopiero gdy psiaki się zmęczyły, ILA zgarnęła porzucone aporty i wyszła na ląd. Do tego ILA ma też najlepszy z naszych psów węch. Kiedyś pojechała z mamą dla towarzystwa na man-trailing. Kilka psów pokonało oddalone od siebie długie kręte ścieżki, kiedy już było po wszystkim wypuściliśmy ILĘ z samochodu a ta ku naszemu zdziwieniu, przebiegła kolejno wszystkie ścieżki, po czym zadowolona wróciła do nas. A co do cwaniactwa. Taki przykład, każdy z naszych psów dostaje duży kawał z kością do zjedzenia. Normalnie (gdy jesteśmy w domu) wygląda to tak, że ARGO wiadomo w kilka ruchów swoich potężnych szczęk, łamie kości i zjada mięso. GEORGIA zjada tak samo szybko ale w pośpiechu i dużych kawałkach. ILA odchodzi na bok i przy nas powoli zajada (czasem gramoli się na kanapę). A gdy nas nie ma? Myślicie, że ARGO albo GEORGIA zabierają jej mięso? Bo najmniejsza i najmłodsza? Powrót do domu po tym jak tuż przed wyjściem rozdamy jedzenie wygląda tak: GEORGIA i ARGO siedzą w przedpokoju a ich spojrzenia utkwione są gdzieś na podłodze w pokoju. W drzwiach leży albo siedzi ILA, tarasując przejście, powoli zajada porcję mięsa a z tyłu za nią na podłodze (czasem na fotelach) leżą pozostałe dwie porcje czekając w kolejce 🙂 Długo się zastanawialiśmy nad jakimś książkowym lub filmowym archetypem pasującym do ILI, i chyba najbliżej jest do takiego japońskiego ninja. Więc nie dajcie się zwieść temu zalotnemu spojrzeniu, tam w tych oczach świecą diabelne ogniki

Barbet Travel: Tronchy cz. II

Oczywiście bez pływania nie ma wypoczynku. To byłyby naprawdę zmarnowane wakacje, gdyby Barbet chociaż raz dziennie nie popływał za aportem. Dwa lata temu w Tronchy jako niesamowita pływaczka objawiła nam sie nasza Georgia. A w tym…. no cóż. ILA najpierw biegała wzdłuż brzegu patrząc na odpływającą w dal mamę, potem weszła do wody i zaczęła lekko bić łapą w nią łapą, oczekując że w jakiś magiczny sposób piłka przypłynie do niej sama, potem  cichy pisk i ruszyła po raz pierwszy w życiu na głęboką wodę…potem kilka lekcji z mamą po czym ILA zaczęła pływać tak że Georgia nie mogła za nią nadążyć. Musielismy rzucać im dwa aporty, bo w płynięciu do jednego ILA po prostu była bezkonkurencyjna.  Gdy odwiedziła nas Elaine (hodowczyni Georgii) i Anne (z Nelum Himalis) wraz z małą Iabado i Vennie, zaczęliśmy wszystkim psom robić zdjęcia, po 20 minutach zabawy, dotarło do nas że ILA nawet nie wychodzi z wody na chwilę, tylko pływa, pływa i pływa. I tak ILA dostała od Anne nową ksywkę – Submarine 😉    

Barbet Travel: Tronchy

Po raz kolejny Barbety pojechały na wakacje z biurem turystycznym Barbet Travel. Pięć gwiazdek/all inclusive. Na miejscu obsługa zapewniała: smaczne posiłki w formie stołu szwedzkiego, napoje na zawołanie i wieczorne SPA (drapanie za uchem). Przewóz w komfortowych warunkach, oczywiście organizowało biuro turystyczne, które na miejscu dbało o to, żeby Barbetom się nie nudziło. W programie wakacji było kilkanaście wycieczek oraz szeroki program „animacyjny” (aportowanie). Do tego odwiedziny interesujących gości. Degustacje lokalnej kuchni, całodobowy bar z przekąskami. Basen bezpłatnie, długa trawiasta plaża na wyłączność. Zdjęcia PS. czyż to nie luksus jeździć na wakacje z własnym kucharzem? 🙂

Wiosenne wodowanie

W przerwie między wystawami, pora na prawdziwe przyjemności. A żeby było przyjemnie wystarczy woda i coś do aportowania.  Dziś wypad był w miarę krótki, tylko jakieś pięćdziesiąt aportowań z wody. Właściwie to nic ciekawego, byle do wody, złapać aport wrócić i tak do upadłego.

Barbety w lesie

Sezon na długie spacery z Barbetami uważamy za otwarty. Na początek mniej więcej 15 kilometrów po znanych nam już terenach…ale po raz pierwszy z trójką kudłaczy. Kudłacze jak to one mają w zwyczaju różnie zapatrują się na takie wycieczki.  Jeśli chodzi o Arguta, ten już po dwóch kilometrach zaczął robić maślane oczy i zmęczonym spojrzeniem próbował przekazać nam do wiadomości, że lepiej by było żeby ktoś go poniósł.  Znamy Arguta na tyle dobrze, że wiemy doskonale kiedy udaje (a potrafi czasem zaskoczyć, np. udając że tej jest szczenny i potrzebuje więcej jedzenia). Jednak, zawsze jest coś co Arguta zdradza – i tym razem nie było inaczej,  gdziekolwiek Argut spotykał na swojej drodze ludzi, tylekroć nagle robił się żwawy i chętny do zabawy, podobnie na chwile odzyskiwał rezon, gdy trzeba było dać do zrozumienia światu, do kogo las należy. Zupełnie przypadkowo, na jakieś dwa kilometry przed końcem, padło słowo-klucz „cheeseburger”, które jednoznacznie kojarzy się mu z niesamowitą nagrodą  i Argut wystartował jak nakręcony, ciągnąc nas do samochodu. Georgia jak to Georgia, nastrój melancholijny – nieważne gdzie i po co, ważne ze z Panią, której nie odstępuje dalej niż na kilka metrów.  Do tego po drodze, trochę miejsc do paplania się w błocie, więc w sumie bardzo udany dzień, no może poza tym, że nie było aportowania. Najmłodsza ILA, od pewnego czasu mająca pseudonim „Rambo”, niezmordowanie prowadziła naszą grupę jak rasowy zwiadowca. Wysforowanie na dziesięć metrów do przodu, sprawdzenie terenu poczekanie aż stado dołączy i znowu odskok. Do tego ILA opracowała sonar ostrzegawczo-zaczepny i mniej więcej co pięćset metrów, przystawała by raz głośno szczeknąć, potem nasłuch i można iść dalej. Po takiej dawce ruchu Barbety zapadły w kilkunastogodzinny sen, właściwie to z małymi przerwami wciąż śpią 😉 .

Wiosenny spacer

Korzystając z pięknej słonecznej pogody wybraliśmy się na spacer do parku. Barbety miały okazję rozprostować kości a dziewczyny poćwiczyć w nowej konkurencji pt. „aport synchroniczny”, Argut tradycyjnie bardziej zajęty był swoim wyglądem.