Instrukcja obsługi … czyli życie codzienne

# Pielęgnacja barbeta 

Barbet ma baaaaaaaaardzo gęstą sierść, co mocno ogranicza możliwość szybkiego zareagowania na ugryzienia kleszczy. Zapobiegawczo należy stosować oczywiście krople lub/i obrożę przeciw kleszczową. Z obrożami należy uważać, dlatego że część psów jest na nie uczulona, do tego wilgoć powoduje, że z obroży wydziela się bardzo dużo substancji aktywnej, dlatego nie należy jej nakładać na mokrego psa (kąpiel czy nawet deszcz), a że  lubi się zmoczyć z obrożami trzeba ostrożnie. 

Jednak nawet krople i obroża nigdy nie gwarantują tego, że kleszcz nie ugryzie.  Dlatego po każdym spacerze Barbeta (i każdego psa) trzeba dokładnie obejrzeć, przejechać rękoma po sierści – odrobina wprawy i dobrze utrzymana sierść, gwarantuje naprawdę dużą skuteczność.  W skołtunionej i zaniedbanej można nie znaleźć patyka, a co dopiero kleszcza. Z naszego doświadczenia kleszcze najczęściej gryzą w głowę i pachwiny. Choroby przenoszone przez kleszcze, są bardzo groźne i nawet leczone są często śmiertelne. Przy wyborze kropel należy kierować się substancją czynną i stosować je regularnie co 3 tygodnie przez cały sezon „kleszczowy”.

Barbet może prawie nie mieć włosów na wewnętrznej stronie ucha (ARGO), ale może mieć również ich na tyle dużo, że ciężko będzie znaleźć nawet otwór ucha (GEORGIA). Uszy Barbeta wiszą wzdłuż głowy  w związku z czym ich wentylacja jest utrudniona.  Dlatego o uszy  trzeba dbać, raz przez regularne kontrole (zapach i ilość wydzieliny – tu dygresja wydzielina zawsze będzie, a nadgorliwy weterynarz który zarządzi płukanie ucha, może wyrządzić więcej szkód niż pożytku), dwa przez usuwanie nadmiaru włosa. O ile włos na samym uchu najlepiej usunąć nożyczkami z zaokrąglonym końcem (na wypadek gdyby się ruszył), o tyle z włosem w kanale ucha jest już większy problem i tego włosa który w tym kanale siedzi głęboko w ogóle nie powinno się usuwać.

Nasza przygoda z usznymi problemami zaczęła się gdy posłuchaliśmy „mądrych” rad i małemu ARGO wyrywaliśmy włosy z uszu, efekt był taki, że z wizyty na wizytę u weterynarza (a ten zachęcał nas do płukania i dalszego „wyrywania”) stan uszu ARGO się pogarszał. Zmieniliśmy weterynarza i przestaliśmy wyrywać włosy. Problemy się skończyły, choć to ARGO, który ma najmniej włosów w uszach ma czasem problemy ze stanami zapalnymi, dziewczynom się to jeszcze nie zdarzyło. Wytłumaczenie tego zjawiska jest dość proste, za każdym razem gdy wyrywacie psu włosy z uszu, powstają w skórze mikrourazy, przez które łatwo przenikają wszelkiego rodzaju mikroby. Zamiast psu pomóc, naruszamy naturalną barierę ochronną w jego uszach. To tak jakby oczekiwać, że zagoi się nam rana, którą bezustannie otwieramy i podrażniamy. Wielu barbeciarzy wpadło w ten sposób w błędne koło, „wyrywamy->pojawia się infekcja ->wyrywamy jeszcze więcej i do czysta->infekcja się pogłębia”, znamy takie przypadki, że psiaki kończyły na stole operacyjnym z ropniami w uszach…

W ostateczności do usuwania włosów z uszu, należy użyć specjalnego proszku, którego odrobinę wsypujemy do ucha ale tylko tam gdzie chcemy złapać włosy. Proszek absorbuje wodę i umożliwia mocny chwyt włosów. Złapane między palcami włosy trzeba po prostu wyrwać energicznym ruchem dłoni. Im mniej ich złapiemy tym mniej nieprzyjemne będzie to dla psa. Należy pamiętać o dokładnym usunięciu nadmiaru proszku, bo może on podrażnić wnętrze ucha. Z zasady usuwanie włosów z kanału ucha to zadanie dla weterynarza. Uszy psa mają inna budowę niż nasze, kanał słuchowy jest dużo dłuższy i skręca pod kątem 45 stopni w kierunku szczęki.

Włos z kanału usznego usuwajcie tylko wtedy kiedy jego nadmiar wystaje na zewnątrz ucha, nigdy nie wyrywajcie tego włosa chwytając w głębi ucha ani też nie próbujcie usuwać wszystkich włosów, chodzi o usunięcie nadmiaru włosów, który zaburza cyrkulację powietrza. Przy wyrywaniu włosów tworzą się mikro urazy skóry i łatwo o infekcję.

Doraźną i sprawdzoną metodą szybkiego suszenia uszu po kąpieli jest spięcie ich nad głową bądź wytarcie ich bawełnianym wacikiem który wchłonie wilgoć. Objawem problemów z uszami jest drapanie się psa po uszach,  zaczerwieniona skóra czy intensywny i słodkawy zapach uszu.

Barbet ma sierść  również między opuszkami, czasem nadepnie na gumę do życia, czasem włosy się zlepią, a zimą utworzą się na nich małe kulki lodu i śniegu, które są bolesne i utrudniają psu chodzenie. Na ratunek oczywiście przychodzą nam te same nożyczki z zaokrąglonym końcem, którymi wycinamy włos między opuszkami. Dodatkową zimą, szczególnie w mieście łapy psa są narażone na kontakt z solą i mróz, oczywiście wtedy warto regularnie smarować psu łapy gęstą tłustą maścią. Jeśli chodzi o pazury, to lepiej sprawę powierzyć weterynarzowi. Barbet generalnie raczej sam ściera pazury, doglądać należy wilczego pazura która się zawija i może podrażnić skórę.

# Włos i czesanie

Punkt centralny programu pielęgnacji, bo to długi włos jest główną cechą wyglądu wyróżniającą Barbety spośród innych psów. Oczywiście psa można golić prawie do gołej skóry (o fatalanych skutach będzie poniżej), ale jakoś nikt nie goli Goldenów czy Briardów, bo to właśnie sierść nadaje im niezwykłego uroku. Więc, po co golić Barbeta?  Oczywiście, jeśli wybór jest pomiędzy skołtunioną brudną zaniedbaną sierścią, a strzyżeniem to  trzeba się pozbyć sierści dla samego zdrowia psa. Żeby potem taki włos osiągnął normalną długość (ca 12cm) przyjdzie Wam czekać z półtora roku. Ale właściwa pielęgnacja wystarczy by nie doprowadzić Barbeta to takiego stanu.

Jak ten włos powinien wyglądać? No tak jak nasz ludzki, lśniący, odżywiony, bez łupieżu (ten może być spowodowany złym żywieniem) i bez kołtunów. Szczególnie to ostatnie ma bardzo duże znaczenie dla psa, zbita skołtuniona sierść, nie wysycha i gnije, do tego nie przepuszcza powietrza, więc skóra pod nią się nie wentyluje, tworzą się odparzenie i stany zapalne.

Pies się nadmiernie grzeje, a to w połączeniu z praktycznym brakiem systemu uwalniania ciepła może być tragiczne w skutkach. Do tego w takiej sierści zatrzymuje się wszelkiego rodzaju brud, czasem będzie to zupełnie niewinna malutka rzecz (igła z choinki, listek, kłos trawy), która utknie w sierści i zacznie drażnić skórę.  Idealnie rozczesany włos to taki, w którym zrobimy bez problemu przedziałek i zobaczymy skórę, palcami z kolei powinniśmy bez problemu przeczesać go na całej długości.

Jeśli chodzi o włos nie wszystko od nas zależy, im jest on bardziej suchy, skręcony i sztywny tym trudniejszy będzie do utrzymania (tutaj starań powinien dołożyć hodowca przy doborze psów), im bardziej falujący i lśniący tym będzie nam łatwiej (zupełnie jak z ludźmi).  W pielęgnacji włosa najważniejsza jest regularność, jeśli przestaniemy na jakiś czas czesać psa to w zależności, od jakości włosa tym trudniej będzie nam wrócić później do pożądanego stanu. Żeby ułatwić codzienne utrzymanie psa, można włos wymodelować (skrócić) do długości mniej więcej 8 centymetrów.

Do czesania wystarczy: szczotka typu pin brush (wyczesywanie martwego włosa),  grzebień z grubymi długimi i szeroko rozstawionymi zębami (układanie włosa),szczotka pudlówka twarda (rozczesanie kołtunów) i nożyczki do rozcinania kołtunów. Nie należy używać trymera. W sprzęt do czesania warto zainwestować, tak by służył nam jak najdłużej, profesjonalny metalowy grzebień wytrzyma parę lat. Zęby nie będą się wyginać a rączka się nie połamie (co jest normą przy grzebieniach osadzonych w drewnie). Końcówki zębów będą z kolei zaokrąglone i nie będą drażnić skóry psa. Jeśli chodzi o szczotki, najlepsze produkuje firma Les Poochs. Aby taka szczotka działała prawidłowo musi być bardzo sztywna i twarda (dla włosa mocno kręconego) lub o średniej twardości (dla włosa falującego).  Miękkie szczotki, nie wyciągają martwego włosa do tego zamiast układać włos nienaturalnie go puszą, a PSIAK wygląda wtedy mało atrakcyjnie.

Po lewej szczotka typu pin brush, po prawej szczotka z włosem dzika

Jak czesać? – w dowolnym miejscu robimy przedziałek, i zaczynamy czesać włosy poniżej przedziałka używając szczotki typu pin brush (to będzie nasze zwyczajowe narzędzie), potem przesuwamy się 2-3cm w górę robimy równoległy przedziałek do poprzedniego i powtarzamy czesanie w kierunku poprzedniego przedziałka.

Kołtunów nie wyrywamy ani nie rwiemy grzebieniem, tylko wzdłuż w kierunku „od-skóry” przecinamy nożyczkami, dzieląc na mniejsze strąki i te próbujemy rozczesać szczotką pudlówką. Dane miejsce czeszemy tak długo aż przestanie wychodzić martwy włos, dopiero idealnie wyszczotkowany włos, traktujemy grzebieniem by go ułożyć. Trymer u Barbeta się nie sprawdzi, a właściwie sprawdzi się idealnie, robiąc wyrwę w miejscu gdzie go użyjemy. Oczywiście włos układamy i czeszemy  w tę stronę w którą on rośnie, czyli w dół, nigdy do góry czy pod włos. Włos  trzeba czesać na całej długości czyli od samej skóry do końcówek. Na jedno posiedzenie pół godziny, raz w tygodniu w zupełności wystarczy.

Miejsca na które trzeba zwracać szczególną uwagę – pachwiny, szyja (od obroży), wewnętrzna strona uszu, broda i okolice pyska. Na marginesie oba nasze psy, które na co dzień mają wiele przygód i szaleństw, nigdy nie widziały salonu groomerskiego, to naprawdę jest proste. Niewielu groomerów w Polsce z kolei widziało Barbeta, więc standardowo i aplikują mu trymowanie i puszenie na podobieństwo Bichona.

# Kąpiel, szampony i odżywki

Kiedy kąpać? Generalnie kiedy pies jest brudny, czyli albo zaczyna intensywnie „pachnieć” albo kiedy sierść traci połysk. Raz w miesiącu wydaje się optymalne. Pies długo schnie, więc zimą kąpiel trzeba dobrze zaplanować, żeby mokry nie wyszedł z domu.

Do kąpieli pies musi być doskonale wyczesany. Kołtuny schną długo, a te duże po prostu gniją. Szampon i odżywka z kolei nie dotrą do tych miejsc. Kąpać można w wannie lub pod prysznicem. Sam wybór kosmetyków to nie lada wyzwanie. Pies po kąpieli musi odzyskać swój naturalny wygląd, włos musi być nabłyszczony i obciążony by z powrotem ułożył się w loki. Większość szamponów puszy i wysusza włos, a po kąpieli takim specyfikiem wygląda dosłownie jak trafiony piorunem 🙂 

Nam poszukiwania zajęły bardzo dużo czasu i w ostateczności uratowała nas Greet polecając nam szampon i odżywkę hiszpańskiej firmy MD-10 od niedawna dostępne także w Polsce.  Wystarczy dwukrotne mycie (w drugim szampon powinien się obficie zapienić) , potem bardzo dokładne wypłukanie (naprawdę dokładnie) na koniec aplikacja i wmasowanie odżywki i Barbet wygląda jak nowo narodzony.

Bardzo ważne w czasie mycia jest ruch rąk zgodny z kierunkiem ułożenia włosa, mycie pod włos od razu skołtuni włos (a mokry jest praktycznie nierozczesywalny). Po kąpieli dać psu wyschnąć naturalnie, pod żadnym pozorem nie wycierać ręcznikiem. Wilgotny włos ułożyć palcami, lub kilkoma ruchami grzebienia z szeroko rozstawionymi zębami.

Barbety z odsłoniętymi oczami
Barbety z odsłoniętymi oczami

Nam niezbyt wygodnie byłoby mieć grzywkę wchodzącą do  oczu, tak samo Barbetowi nie sprawia to przyjemności. Metody są proste, spięcie gumką lub obcięcie włosów nożyczkami do cieniowania. Przy obcinaniu najprościej po prostu posadzić psa przed sobą z naturalnie układającym się włosem na głowie i po prostu wyciąć we włosach okienko, do tego usunąć wszystkie zawijające się i wchodzące do oczu włosy.

Kulki śniegu na sierści tworzą się brykającym po śniegu Barbetom błyskawicznie. Raz, że przeszkadzają psu, dwa – wracają z Barbetem do domu i majestatycznie rozpływają się na podłodze albo na kanapie. Często są tak zbite, że ciężko je „wytrzepać” z psa przed wejściem do domu. Ale jest i na to sposób – lanolina (jest dostępna na allegro). 

Lanolinę trzeba rozpuścić w wodzie (najlepiej w wannie) w ciepłej wodzie. Do mikstury wstawiamy Barbeta i pozwalamy sierści dobrze się namoczyć (do poziomu łopatek wystarczy). Włos po takiej kąpieli będzie dużo gładszy i śnieg nie będzie tak łatwo przywierał. Lanolina dodatkowo nabłyszczy i natłuści włos.

# Zanim ostrzyżesz Barbeta na lato...

Dość często na spacerach spotykamy ludzi, którzy na widok naszych psów mówią „o boże ale im musi być gorąco, może by im tak ogolić to futro”, jakkolwiek troska ta wynika z dobrego serca i z braku podstawowej wiedzy o fizjologii psów, to strzyżenie długowłosych psów w żaden sposób nie pomaga a może prowadzić do fatalnych skutków. Człowiek chłodzi się przez pocenie, gruczoły skórne wydzielają pot, który w momencie parowania odbiera energię cieplną naszemu ciału, założenie futra czy jakiegokolwiek ubrania zaburza ten proces, powodując, że grzejemy się dużo bardziej…i stąd nasze współczucie dla mocno owłosionych psów.

Jednak psi (koci też) system regulowania temperatury ciała działa zupełnie inaczej – psy się nie pocą i nie mają gruczołów potowych poza jednym małym wyjątkiem – jedynym miejscem na ciele psa pozbawionym sierści – opuszkami. Dlatego w upalne dni,  pies chłodzi się … wentylując, czyli dyszy, dyszy i jeszcze raz dyszy, czasem głośniej niż mocny wentylator, najpierw pies przyspiesza oddech nosem, potem zaczyna oddychać nosem i pyskiem by wreszcie w najbardziej ekstremalnej sytuacji dołączyć również powierzchnię języka.

Wilgotne powierzchnie języka i płuc z każdym oddechem psa wydalają do atmosfery ciepło, dlatego właśnie psy tak dużo piją w upalne dni, choć się nie pocą. Psy mają również niezwykłą cechę anatomiczną zwaną fachowo „siecią dziwną”. Jest skomplikowany system żył i tętnic zlokalizowany w zatoce szyjnej i u podstawy szyi. Jej głównym zadaniem jest izolacja termiczna mózgu psa, jako organu najbardziej wrażliwego (najważniejszego dla życia) na przegrzanie od reszty ciała gdzie znajdują się wszystkie mięśnie, których praca jest odpowiedzialna za wzrost temperatury ciała psa. To właśnie „sieć dziwna” powoduje, że psy są zdolne to długotrwałego wysiłku w gorącym środowisku.

Sierść psa działa jak termostat. Pysk a właściwie cały układ oddechowy (nasz wentylator) pracuje, żeby zapewnić psu stałą i dobrą dla niego temperaturę ciała. Gruba okrywa włosowa jest jak izolator, odbija promienie słoneczne, nie pozwala dotrzeć rozgrzanemu powietrzu bezpośrednio do skóry i tuż przy niej zatrzymuje chłodniejsze powietrze (pod warunkiem że jest rozczesana), izolując psa od temperatury zewnętrznej … a człowiek w przypływie dobrych uczuć łapie za maszynkę i goląc sierść – pozbawia psa tej jedynej chroniącej go przez ekstremalnymi temperaturami bariery, do tego odsłania zupełnie pozbawioną pigmentu skórę (białą jak mąka) na działanie promieni słonecznych, więc pies staje się również narażony na poparzenie słoneczne.

Również natura daje nam przykład, że właśnie w ekstremalnych warunkach pogodowych (piekące upały) lepiej mieć sierść niż gołą skórę. Chyba lepszego przykładu niż wielbłąd nie ma…
W sieci są dziesiątki artykułów, w których weterynarze, hodowcy czy dermatolodzy przestrzegają przed goleniem i skracaniem sierści psów na lato.

… i wpadniesz w błędne koło…

Wśród Barbetów można spotkać psy, które podszerstka nie mają (1) i takie które go posiadają (2). Często to również podszerstek powoduje problemy z utrzymaniem sierści w dobrym stanie. Dlatego takiego psa należy regularnie szczotkować by nadmiar podszerstka usunąć, zanim zamieni się w twardą i zbitą masę (3). 

Jeżeli doprowadzicie psa do takiego stanu, pozostanie tylko golenie. O ile po ogoleniu psa, który nie ma podszerstka można się spodziewać, że po dłuższym czasie jego włos odrośnie w normalny sposób o tyle ogolenie psa z podszerstkiem to tylko wstęp do jeszcze większych problemów. Otóż włos okrywowy rośnie dużo wolniej niż podszerstek, kiedy taki włos zaczyna  odrastać na psie powstaje przedziwny twór, gdzie bardzo duża ilość gęstego, szaro-białego, mocno skręconego podszerstka (który rośnie szybciej i bardzie obficie) jest splątana z rzadszymi włosami okrywowymi (4).

Tak naprawdę występuje to kompletne pomieszanie, bo to co widzimy na takim psie to … podszerstek a dopiero w nim splątany znajduje się włos okrywowy… a potem niektórym się zaczyna wydawać, że to wełna rośnie na Barbecie, podczas gdy jest to skutek zaniedbania psa i regularnego strzyżenia, które zaburza prawidłową kompozycję sierści Barbeta. Przywrócenie raz ogolonego psa z podszerstkiem do odpowiedniego wyglądu to prawdziwa harówka, która będzie polegać na trymowaniu podszerstka i wyciąganiu na wierzch włosa okrywowego.

podszerstek

… staraj się utrzymać prawidłowy stań sierści, nie strzyż Barbeta do gołej skóry, 

 

# jak strzyc?

jak strzyc barbeta

 

Więc jeśli chcesz by Twój barbet dobrze znosił upał, dbaj o to żeby jego sierść była czysta, dobrze rozczesana i pozbawiona kołtunów i pod żadnym pozorem nie gól bądź nie skracaj przesadnie jego sierści. To wcale mu nie pomaga a może mieć wręcz tragiczne skutki, bo pies nigdy do Was nie przybiegnie i nie powie „chyba mam udar”…

# Hipoalergiczny mit

„hipoalergiczny, hypoalergiczny «o kosmetykach: niewywołujący alergii” – słownik języka polskiego PWN

No właśnie, „ o kosmetykach”.  Coraz więcej dzieci a i też osób dorosłych choruje na różnego rodzaju alergie, szacuje się że alergicy stanowią już ponad 20% populacji w krajach rozwiniętych. A jak wiadomo popyt kreuje podaż, więc rasy psów (kotów też) które podobno mają być „nie uczulające” niedługo będzie można liczyć w dziesiątkach. W rzeczywistości nie istnieje coś takiego jak hipoalergiczna rasa psów, obojętnie czy pod tym pojęciem kryje się zupełny brak reakcji alergicznej czy też mniejsza siła takiej reakcji. Na szczęście, tam gdzie powstają mity, szybko pojawia się nauka.

W 2011 Amerykański Kennel Klub, zlecił naukowcom przeprowadzenie badań dotyczących „hipoalergiczności” ras psów reklamowanych jako nie uczulające. Zbadano próbki pobrane ze 190 domów, a na liście psów uznanych za nieuczulające znalazł się również Barbet. Wynik był oczywisty, „nie ma żadnej statystycznie istotnej różnicy w stężeniu od-psich alergenów między domami zamieszkałymi przez psy z ras hipoalergicznych a tymi pozostałymi” (1) a2

Po naszej stronie wielkiej wody, najszersze badania przeprowadzili duńscy naukowcy w 2012 r.  W prestiżowym Journal of Allergy and Clinical Immunology, opublikowano wyniki badań w których badacze wzięli pod lupę 356 próbek psów w tym:  Labradoodla (114  próbek), Labradora (54) Pudla (45), Hiszpańskiego psa dowodnego (13) , Airedelie (24) ras w zestawieniu z grupą kontrolną 106 próbek pochodzących o ras nie-hipoalergicznych. Labradory oczywiście zaliczono do psów nie-hipoalergicznych”.(2)

Próbki zbadano pod kątem stężeń can f1, czyli najczęstszego od-psiego alergenu. Wniosek badań: „ Tak zwane hipoalergiczne psy mają wyższe stężenie Can f1 w próbkach sierści niż psy w grupie kontrolnej. Różnice te nie wpływają na zwiększony poziom zawartości alergenów w otoczeniu psa. Nie ma żadnych dowodów na klasyfikowanie określonych ras psów jako hipoalergicznych”. 

Podsumowania badań nad tzw „hipoalergicznością psów i kotów”  dokonał dr Richard Lockey w artykule pod wymownym tytułem „Mit hipoalergicznych psów i kotów”: „Idea hipoalergicznego zwierzęcia, w naszym przypadku psa, nie znajduje żadnego uzasadnienia w dowodach naukowych, podonie jak nie ma dowodów na istnietnie hipoalergicznych kotów. Dlatego też, stosowanie okreslonych sródków, takich jak pozbywanie się zwierząt z domy, wciąż stanowi jedno z rozwiązań”(3)

Kiedy w końcu hodowcy przyswoją tę wiadomość, powstaje naturalne pytanie dlaczego niektóre psy wywołują alergie a inne nie? Własny przykład – nie uczulają mnie moje Barbety ale uczula labrador mojego taty. Przykłady z życia – wielokrotnie zapraszaliśmy w odwiedziny do nas osoby mające uczulenie na psy, osoby te zupełnie dobrze znosiły obecność Georgii i Ili ale gdy pojawiał się Argo, momentalnie zaczynały się problemy. Odpowiedź tkwi już w samym pytaniu – „niektóre psy” a nie rasy psów, mogą nie wywoływać reakcji alergicznych. Istota zatem tkwi w różnicach między poszczególnymi psami a nie rasami.

W Szwecji, która jest pionierem badań nad alergiami odzwierzęcymi dokonano analizy alergenów wydzielanych przez psy (4). Na dzień dzisiejszy stwierdzono istnienie sześciu grup allergenów, nazwanych odpowiednio can f1, can f2, can f3, can f4, can f5 oraz can f6 (can od canidae).  Z grupy białek zwanych lipokalinami wywodzą się can f1, can f2, can f4 oraz can f6, albumina w can f3 oraz kallikreina w can f5. Co szczególnie istotne alergeny występują w dowolnej kombinacji i żaden z nich nie jest dominujący.  Dany pies może wydzieląc wszystkie alergeny a może tez tylko kilka z nich.

  • Pierwszymi odkrytymi alergenami były can f1 oraz can f2. Szczególnie wysokie stężenie tych alergenów występuje w ślinie oraz złuszczonym naskórku psa. Od 50 do 70% procent osób mających alergie na psy (dalej będę podawał statystki właśnie w odniesieniu do osób mających alergie na psy), ma uczulenie właśnie na can f1, około 25% na can f2
  • Can f3 znajduje się białku zawartym w praktycznie każdej sierści. Szacunkowo od 15 do 35% osób ma alergie na ten właśnie alergen.
  • Can f4, jest w budowie zbliżony do podobnego alergenu występującego w ….krowim mleku. Alergen ten znajduje się w ślinie i naskórku psów. Szacunkowo 15 do 35 % osób ma alergie na ten właśnie alergen.
  • Can f5, jest bardzo ciekawy. Odkryto na skutek badania reakcji alergicznej suk na spermę psów. Okazało się, że suki miewają reakcje alergiczne na tzw. PSA (antygen prostaty). Oznacza to, że alergen ten występuje jedynie w moczu niewykastrowanych samców. 70 % osób ma alergię na ten alergen. Jednakże jego występowanie jest mocno ograniczone z opisanych powyżej powodów.
  • Can f6 został odkryty w 2010 roku. Szacunkowo wywołuję alergię u 40% osób.Co szczególne w przypadku can f6, jest to że jest on prawie identyczny z kocim fel d4 oraz końskim Equ c1. Co może wyjaśniać, dlaczego osoby mają nieraz uczulenia na wszystkie te trzy zwierzęta.

Próbujący znaleźć rozwiązanie Szwedzi oczywiście w pełni zdają sobie sprawę z nierealności koncepcji „hipoalergiczności”, jednocześnie wiedzą też że terapia immunodepresyjna (inaczej odczulanie), jest niezwykle trudna, wywołuje reakcje uboczne i nie daje wcale dużej nadziei na poprawę. Rozwiązaniem które proponują Szwedzcy naukowcy jest badanie czworonogów, w kierunku wykrycia które z alergenów są przez nie przenoszone. Umożliwia to porównanie wyników psa z wynikami człowieka i sprawdzenie czy są one pasujące.

Hipoalergiczne rasy psów nie istnieją. Może się zdarzyć dobre dopasowanie człowieka do indywidualnego psa. Pomyślcie jaką traumą dla rodziny ale także dla małego szczeniaka może być sytuacja w której „hipoalerginczy” maluch, alergię jednak wywołuje.

Źródła :

  1. Canf1 levels in hair and homes of different dog breeds:Lack of evidence to describe any dog breed as hypoallergenic
  2. Dog allergen levels in homes with hypoallergenic compared with nonhypoallergenic dogs
  3. The myth of hypoallergenic dogs (and cats)
  4. Nilsson, OB, M. van Hage, and H. Gronlund, Mammalian-derived respiratory allergens – Implications for diagnosis and therapy of individuals allergic to furry animals. Methods, 2014, 66 (1): p. 86-95.
  5. http://www.medi-tec.se/medi-tec/verksamhet-vision

 

# Wybór Karmy

Napisałem ten poradnik, po tym jak spędziłem kilkanaście godzin na wyborze karmy. Dotarcie do pewnego źródła informacji wcale nie jest proste, bowiem informacje podawane przez producentów nie tyle są nieprawdziwe, co raczej wybiórcze. Nie jestem pośrednikiem ani nie zarabiam na sprzedaży karm, nie wnikam również w dyskusję o BARF’ie (który zresztą stosuję z rewelacyjnymi rezultatami), szukałem najlepszej suchej karmy i o tym będzie dalej. Smutną konstatacją jest to, że 95% sprzedawanych w Polsce karm, nadaje się co najwyżej na opał, a świadomi ich składu właściciele nigdy nie daliby by ich swoim pupilom.

Przechodząc do rzeczy, w dobrej karmie powinno być jak najwięcej wysokiej jakości mięsa, białko pochodzące ze zboża jest dużo gorszej jakości, co więcej psy nie mają enzymów pozwalającym na ich przyswajanie. Różnego rodzaju zboża, która jak potem się okaże stanowią często ponad 50 % masy karmy, są nieprzyswajalną i pozbawioną wartości odżywczych pulpą, która co najwyżej dzięki błonnikowi, może dobrze działać na jelita psa. Psy są zwierzętami mięsożernymi i to właśnie mięsa należy szukać w składzie karm, najlepiej gdy będzie ono wymienione jako składnik nr 1,2,3,4,5 itd.

Dodatek zbożowy znajduje się w karmach z dwóch powodów. Oczywisty powód to cena, upraszczając, wystarczy uświadomić sobie ile kosztuje kilogram chleba a ile kilogram np. indyka (cena oczywiście w pełni oddaje wartość odżywczą obu produktów). Mniej oczywistym powodem są „problemy technologiczne”, mączka zbożowa jest chłonna, a więc bardziej plastyczna, im więcej jej w składzie tym łatwiej jest produkować granulki karmy, mięso już tak wody nie chłonie, więc produkcja jest dużo trudniejsza.

Widać to doskonale gdy weźmiemy do ręki karmę dobrej jakości, granulki mają bardzo nieregularne kształty, o formowaniu apetycznych kosteczek czy serduszek, producenci dobrych karm mogą zapomnieć. Dla zainteresowanych – granulki karmy powstają, ze sprasowania proszku (mączki) pod dużym ciśnieniem, z użyciem pary wodnej i tłuszczu z kurczaka, który spaja elementy.

Zboże to węglowodany, w ilości wręcz olbrzymiej, podawane są zwierzętom, które ewolucyjnie są kompletnie nieprzystosowane do ich spożywania szczególnie w obfitości jaką zapewniają nam producenci karm. Dieta, która w 50-60% składa się z białego pieczywa, jest w stanie wykończyć zdrowego człowieka. Warto się zastanowić co robi z psem. Otyły pies, jest jak otyły człowiek, je dużo i źle.

Pies to mięsożerca.

# Czego szukać w karmie?

Mięsa oczywiście, ale szukamy mięsa, które jest oznaczone – „kurczak”, „indyk”, „bizon”. Jeśli w składzie jest tylko „mięso”, bądź „mączka ze zwierząt”, to bardzo prawdopodobne, że nawet producent nie do końca wie (bądź wie ale z racji jakości nie chce się przyznać), co jest mielone na mączkę w jego zakładzie.

Zboże, jeśli już jest, to akceptujemy tylko pełne ziarna, żadnych włókien, fragmentów ziaren czy tego typu wynalazków. To tylko bezwartościowe wypełniacze. Duże lepiej gdy zamiast zboża, w karmie są owoce i warzywa, które są dużo zdrowsze.

Bezwzględnie unikamy produktów, których pochodzenie jest nieokreślone. Podobnie z utwardzaczami, aromatami, słodzikami czy konserwantami. (związki typu BHT, BHA, Ethoxyquin, Propyl Gallate) są bezwzględnie zakazane dla ludzi. Wymogi prawne, nie nakładają na producentów obowiązku podawania, środków użytych przez dostawców pół-produktów, muszą oni podawać jedynie to co sami do karmy dodają. Interesuje nas to szczególnie wtedy, gdy w karmie są ryby, gdyż te są konserwowane najczęściej (łososia trzeba przewieźć do zakładu oddalonego od brzegu często o kilkaset kilometrów, krowy i kurczaki z racji kosztów są zawsze na miejscu). Tu musimy zdać się na zapewnienie producenta i szukać na produktach, wyraźnych deklaracji o nie używaniu konserwantów.

Pełna lista produktów których należy unikać jest dostępna tutaj – click

# Jak czytać etykiety?

Po angielsku… to nie żart, polscy tłumacze (nie tylko kinowi) mają niezwykłą tendencję, do przekręcania znaczeń słów, to co jeszcze za wielką wodą jest mączką z kurczaka (chicken meal) w Polsce staje się kurczakiem. Więc czytamy w języku producenta, najczęściej po angielsku.

Jakie są wymogi wobec producentów? Skład musi być podany wg zawartości (dokładniej ciężaru), tzn. pierwszy produkt jest tym, którego jest najwięcej, i tak do końca. Jasne jak słońce, to już wiemy co kupować. Prawda ? Niby prawda ale nie do końca.

Za oceanem nazywa się to “splitting”, czyli dzielenie. Znakomicie oddaje to sens zabiegów producentów. Jak z ze słabej karmy której skład, podany zgodnie z wymaganiami wyglądałby tak „ryż, pszenica, kurczak”, (zawartość kurczaka powiedzmy 15 %, produkty zbożowe po 36%), zrobić karmę na pierwszy rzut oka dobrą, jak ukryć tragiczną zawartość zbóż a wypunktować kurczaka? Proste – wystarczy podzielić. Kurczaka dzielimy na pół, na kurczaka i mączkę z kurczaka, zboża można podzielić jeszcze prościej. I co otrzymujemy (zgodnie z prawdą): kurczak (8%), mączka z kurczaka(7%), ryż(6%), ryż brązowy(6%), łupiny ryżowe(6%), otręby ryżowe(6%), mączka ryżowa(6%), gluten ryżowy(6%), pszenica(6%), otręby pszeniczne(6%), łupiny pszeniczne(6%), otręby pszeniczne(6%), mączka pszeniczna(6%), gluten pszeniczny(6%). Oczywiście producent zawartości w % nie poda, a na końcu dorzuci dla równowagi z 20 uzupełniaczy (na łatwiznę – poda skład mineralno-wiaminowy). Opakowanie ląduje w naszej ręce, tak naprawdę liczy się pierwsze pięć składników…”kurczak, mączka z kurczaka, ryż, ryż brązowy, pszenica”…..wygląda jako tako, bo wiemy, że podane jest według „ciężaru” nawet kurczaka jest dużo (tak to działa, lepiej wygląda kurczak wymieniony dwa razy niż raz, gdy w karmie jest indyk i kurczaka, mozna go cudownie pomnożyć). Pies dostaje coś, co wykończyło by nas w miesiąc. Rzeczywisty skład karmy to 15 % mięsa i 72 % zboża. Oczywiście ładnie napisane, w składzie „biologicznym” – 25 % białka, to też nieźle, tylko że ¾ tego białka jest ze zboża, i w uproszczeniu przeleci przez psa.

Podsumowując, dzielenie pozwala na dowolna manipulacją listą składników, przez producenta, im więcej jednorodnych składników jest podzielonych (pszenica, ryż), tym większe prawdopodobieństwo, że producent wciska nam „coś”. Jest niemożliwym określenie składu karmy, której składniki są podzielone. Unikajcie karm, których skład produktów zbożowych jest podzielony.

Aha zapominałbym, składniki ważone są przed produkcją, w czasie której tracą prawie całą zawartość wody. Dla porównania w pszenicy wody jest (13,2 %) w kurczaku (80%), mączki z mięs, wody nie mają. W powyższym przykładzie, gdyby podano skład po wyprodukowaniu, kurczaka byłoby jeszcze mniej. Na czele listy widniałaby mączka z kurczaka, potem ocean zboża i na końcu – 1,5 % kurczaka.

Więc jak czytać skład.? Liczy się (oczywiście wagowo) to co znajduje się przed składnikami o oczywistej małej zawartości, np. przed tłuszczem z kurczaka, bądź jakimś dodatkiem z alg, itp. Na to zwracamy uwagę gdy chcemy policzyć ile zbożowego zapychacza jest w karmie.

Przykłady dla zrozumienia, ależ proszę:

I. Kurczak, mączka z kurczaka, indyk, mączka z indyka, brązowy ryż, tłuszcz z kurczaka.

Wygląda nieźle, cztery „mięsa” na czele listy. Dwa mięsa, nie są podane w formie mączki. Czyli surowe, w obróbce tracą 80% masy i w rzeczywistości spadają z listy. Rzeczywisty skład :mączka z kurczaka, mączka z indyka, brązowy ryż, kurczak, indyk, tłuszcz z kurczaka.

Mimo wszystko wygląda bardzo dobrze, tylko jeden produkt zbożowy, o zawartości mniejszej niż mięsa (max może go być w karmie 33-32%, bo w innym przypadku musiałby być wyżej na liście), w rzeczywistości jest go mniej, skład dalszy za tłuszczem z kurczaka, jest znikomy. Jest tylko pięć składników głównych przed tłuszczem z kurczaka, stanowią one jakieś 95 % składu karmy. Logicznie rozumując, w tej karmie jest co najmniej c.a 20 % mączki z kurczaka i 20 % mączki z indyka. Naprawdę udana karma.

II. Mączka z kurczaka, ryż brązowy, biały ryż, ziarno ryżu, mączka glutenowa z ryżu, tłuszcz z kurczaka

Na pierwszy rzut oka, nieźle. Na drugi nie bardzo. Zaczynami od mączki, wody nie traci w obróbce, więc rzeczywiście jest jej najwięcej. Oby na pewno? A rozczłonkowany na części pierwsze ryż? W rzeczywistości to ryż jest dominującym składnikiem tej karmy. Tak podany skład uniemożliwia określenie zawartości. Możemy przypuszczać, że skoro producent podzielił produkty, ryżu jest naprawdę dużo. Skoro dzielił go na czworo, to można założyć, że przy podziale na trzy częsci, części ryżu wylądowałyby przed mączką z kurczaka. Stosunek ryż : mięso w tej karmie wynosi co najmniej 3:1. Czyli tragicznie.

III. Mączka z kurczaka, ryż brązowy, jęczmień, otręby owsiane, kukurydza, tłuszcz z kurczaka, mąka pszenna, gluten pszeniczny, mączka rybna, proso.

Tutaj dzielenia nie ma. Składniki po tłuszczu, możemy pominąć, więc niech nas nie zwodzi mączka rybna czy proso. Zostaje mączka z kurczaka, ryż brązowy, jęczmień, otręby owsiane, kukurydza. Masa zboża i mączka z kurczaka. Oczywiście może się zdarzyć, że w tej karmie mączki jest nawet 95%, ale producent raczej by się tym pochwalił. Sceptycyzm raczej wskazany. Skład słaby, ale przynajmniej bez wybiegów.

Jeszcze słów kilka o mięsie. W karmach w Polsce występuje ono w trzech zasadniczych formach:

– naturalnej, „kurczak”,”indyk”,”łosoś” (traci w obróbce 80% masy), mięso w całości, jakośc raczej dobra. Bez kości, ścięgien itp.

– mączka „z kurczaka”, „z indyka”, to zmielone zwierzęta, bez organów wewnętrznych i skóry, jakość jest problematyczna o czym dalej

– dehytratyzowane mięso z np. „kurczaka”, tu warto się zatrzymać, jest to bowiem mięso, które przed produkcją karmy, zostało poddano procesowi „odwodnienia”. W skrócie można rzec, że zostało wysuszone. Zalety są oczywiste, jakościowo jest odpowiednikiem mięsa w formie naturalnej, natomiast z racji wysuszenie nie traci wagi w czasie obróbki, gdy producent podaje jak np. Acana, że mięso tego rodzaju stanowi 40% karmy, to jest tak w rzeczywistości.

Na większości opakowań, producenci zamieszczają dumnie, zapewnienie o zgodności karmy z normą AAFCO – zawsze to wygląda ładnie, spełniona surowa norma amerykańskiej agencji kontroli żywności. Surowa? Tylko jeden przykład – nigdzie nie ma wymogu by zwierzęta były „ubite przed produkcją”.- możliwe jest więc użycie do produkcji karmy zwierząt tzw. „4-D’, martwych, chorych, „uszkodzonych”, umierających, również tych, które padły w schroniskach, bądź zostały potrącone. Normy AAFCO dopuszczają również użycie wszystkich składników, z listy produktów niebezpiecznych, którą możecie znaleźć wcześniej. Tyle o surowych normach.

Tutaj znajduje się lista przetestowanych i ocenionych karm. Oceny trzeba szukać tuż nad tabelką informacyjną. Z dostępnych w Polsce karm maksymalną ocenę – sześć gwiazdek otrzymały Orijen i Taste of Wild, na cztery gwiazdki została oceniona Acana. Reszta? Warto sprawdzić.

Test karm

Korzystałem i tłumaczyłem z:
http://www.dogfoodproject.com
http://www.dogfoodanalysis.com/

# BARF – Biologically Appropriate Raw Food

BARF jest skrótem angielskiego określenia: Biologically Appropriate Raw Food (Biologicznie Odpowiednie Surowe Jedzenie).. O samej idei możecie przeczytać u nas na stronie, albo poszukać więcej informacji w sieci. Wpis będzie o tym jak wygląda BARFowanie w Polsce.

Wiemy z rozmów z przyszłymi (i nie tylko) właścicielami psów, że BARF wydaje się im skomplikowany (bilansowanie), drogi, trudny w przygotowaniu lub trudno dostępny, dla wielu też idea karmienia psa surowym mięsem i kośćmi wydaje się zbyt „pierwotna” dla swojego ukochanego pupila.

Do tego dochodzą, dość rozpowszechnione mity typu – „pies staje się agresywny jedząc krew” albo że „suka przestaje produkować mleko w czasie laktacji”. To jest zapewne z tej samej bajki co „pies myśliwski zabija zwierzęta”.

Podstawowym problemem BARFiarzy jest odpowiednie zbilansowanie jedzenia tak aby pies otrzymywał odpowiednie dawki witamin i minerałów. Na szczęście na forum – barfnyswiat, można za symboliczną wpłatę otrzymać kalkulator, który sam wylicza normy żywieniowe dla psa, pokazując precyzyjnie ewentualne braki, które muszą zostać uzupełnione suplementami.

W naszym przypadku są to drożdże piwne, mączka z wapniem, suszone algi, krew wołowa suszona, olej z łososia, sól i z racji bardzo obfitego owłosienia Barbetów również dodatek z biotyną i cynkiem. Mając te wszystkie suplementy raz na tydzień siadamy nad wagą i indywidualnie dla każdego psa tworzymy mieszankę na najbliższy tydzień (ideą BARFa jest bilansowanie diety w dłuższych przedziałach czasu) , która jest codziennie dodawana do posiłku.

Odrobina wysiłku (15 minut +waga+łyżeczka) i wiemy, że pies je dobrze i zdrowo. A jak jest z karmą? Karmy posiadają w sobie dawkę witamin i minerałów, ale przecież nie jest ona zbilansowana pod kątem danego psa (a już na pewno mało komu chce się liczyć zapotrzebowanie na składniki, gdy karmi psa suchą karmą). Tak więc pies przez rok lub dłużej je karmę, codziennie dostając stałą i niezmienną dawkę witamin i minerałów (rzadko kiedy jest to pełen „zestaw”). Jeśli dawka jest zła (a w większości przypadków jest), to pies żywiony suchą karmą ma stałe niedobory witamin i minerałów, czasem przez rok a czasem przez całe życie…co gorsza ciężko jest te braki określić

Cena i dostępność – 25 kilogramowy pies je miesięcznie około 12 kilogramów mięsa i 3 kilogramy warzyw. Warzywa (buraki, marchew, jabłka etc) nie kosztują więcej niż 3-4 złote za kilogram. Jeśli chodzi o mięso, to psu nigdy nie podaje się mięsa I klasy/jakości, takiego jakie jest przeznaczone dla ludzi. Mięso dla psa musi mieć w sobie sporo tłuszczu, chrząstek i kości. Wyjścia są dwa – zamówienie przez internet gotowego BARFa w cenie około 10zł za kilogram (mięso przyjeżdża zamrożone, kurierem) lub wycieczka na targowisko, gdzie na BARFiarzy czekają prawdziwe skarby, którymi nikt inny nie jest zainteresowany …np. skrawki cielęce w cenie 4 zł/kg (prawdziwa uczta dla podniebienia) czy mielone indycze korpusy za 5,5 zł/kg. Warzywa kosztują nas więc ok. 12 zł, mięso (powiedzmy 8zł/kg) 96 zł, do tego w miesiącu kilka jajek, biały ser/kefir. Jedynym poważnym wydatkiem jest pierwsze zamówienie suplementów, bo wtedy trzeba kupić wszystko i to najlepiej w największych opakowaniach (jest ekonomiczniej), które czasem mogą starczyć na rok (np. algi z dawkowaniem 3 gramy na tydzień w opakowaniu 1000 g).

Według naszych obliczeń żywienie BARFem wraz z suplementacją jednego psa kosztuje miesięcznie około 150 zł . Suplementy mamy zmieszane na następny tydzień, mięso bądź w kilogramowych opakowaniach (przy zamówieniu w sieci) bądź kupione na targowisku i samodzielnie popakowane w odpowiednich dawkach plus warzywa które trzeba zmielić samemu. Ot cała filozofia. Gdybyśmy karmili psa karmą przy dawce c.a. 400 g, zjadłby jej około 12 kg. 12 kg dobrej jakościowo karmy to wydatek rzędu 180-200 zł. BARF jest więc tańszy od dobrej karmy do tego prawidłowo zbilansowany i dużo od niej zdrowszy…to mniej więcej tak jakby porównywać fast-fooda z dobrym zdrowym domowym jedzeniem, nikt z nas chyba nie chciałby jeść codziennie hamburgerów….w dodatku identycznych.

Trudność przygotowania – oczywiście nie ma nic prostszego niż wsypanie psu miarki karmy do miski, tego pobić się nie da (czasem innej opcji nie ma – na przykład daleki wyjazd), tak samo dla nas nie ma nic prostszego niż zamówienie fast-fooda, pytanie tylko czy ta prostota jest taka fajna. Wystarczy odrobina wysiłku zamiast pójścia na łatwiznę…a efekty są doskonałe na każdym polu, psy zdrowe i pełne energii, błyszcząca sierść, czyste białe zęby bez kamienia, zero nadwagi, żadnych alergii…psy piją też kilka razy mniej wody niż gdy jedzą suchą karmę (Georgia od małego na BARF’ie ma według opinii radiologa-weterynarza idealną i podręcznikową budowę kości, ich gęstość i strukturę, perfekcyjne stawy…..)

Przygotowanie BARFa gdy mamy już zamrażarkę pełną mięsa, sprowadza się do wyjęcia paczki na dany dzień i rozmrożenia jej przez noc w zlewie (chyba, że macie w domu Georgię – wtedy rozmrażać trzeba na szafie pod sufitem), potem wrzucenia do miski, dosypania suplementów, dodania czegoś ekstra np. jajka w całości i gotowe…a pies ma taką radość z pałaszowania jakby właśnie zamówił najdroższe danie w pięciogwiazdkowej restauracji.

U naszych Barbetów uczta zaczyna się od postawienia misek na blacie, w tym momencie meldują się w gotowości i uważnie śledzą nasz każdy ruch (jeszcze im coś zjemy), w miskach ląduje surowe mięso lub podroby (np. żwacze mielone z treścią) do tego dolewamy aromatyczny olej z łososia i kefir, na wierzch przyprawy (suszona krew i inne suplementy), aromat tego niezwykle wyrafinowanego posiłku roznosi się po całym domu, smak jest nie do opisania (brak odważnych do spróbowania), wizualnie to jest surrealizm. Od postawienie misek na podłodze do zakończenia posiłku mija mniej więcej 40 sekund…a potem zaczyna się koncert. Barbety odchodzą od misek, po czym wracają bo być może coś przybyło, albo w sumie to nie pamiętam czy wszystko zjadłem… albo ten drugi nie dojadł…czasem tych powrotów bywa kilkanaście…potem dają upust swojej radości po zjedzeniu smacznego posiłku… na przykład robiąc…fikołki.