W tym roku ponownie wzięliśmy udział w warsztatach pracy psów myśliwskich w Kosowie. Tym razem już z dwoma Barbetami. Zajęcia prowadzone były przez Pana Zbigniewa Didocha międzynarodowego sędziego pracy psów myśliwskich oraz Pana Konrada Mąkosę, sędziego pracy psów myśliwskich. Poza wykładami dla przewodników, program warsztatów obejmował praktyczne podstawy i metody szkolenia psów jak i testy psów uczestniczących w warsztatach. Drugiego dnia warsztatów odwiedzili nas przedstawiciele władz ZKWP o. w Radomiu. Psy sprawdzały się w aportowaniu z lądu i wody, pracy górnym wiatrem, tropienia po farbie i za włóczką, przeszukiwaniu pola, reakcji na zwierzynę czy na strzał.

Naszym Barbetom poszło w miarę nieźle, choć jakby na potwierdzenie tego, że cechy osobnicze są dużo istotniejsze niż rasowe, poradziły sobie dobrze w innych testach. Argo okazał się bardzo dobry w pracy górnym wiatrem (jako pierwszy z dość dużej odległości i przy dość słabym i kręcącym wietrze wyczuł w trawie przepiórkę), jak i w pracy za włóczką (dwa razy poszedł jak po narysowanej linii), dobrze aportuje z wody i trochę słabiej z lądu, z królikiem lepiej z bażantem gorzej. Georgia uzyskała lepszą ogólną ocenę jako wręcz niezmordowany aporter. Nie wiem ile aportów musi przynieść, żeby w końcu się zmęczyć, ponadto w wodzie przejawią dobrą pasję do pracy i nie wychodzi z niej dopóki nie znajdzie aportu. Ponieważ to były jej pierwsze warsztaty, wiele zapachów i sytuacji było dla niej zupełną nowością (bażant, królik , przepiórka itp.). Na koniec warsztatów, po trzech dniach kiedy większość psów była już zmęczona i pokładała się w trawie, nasza Georgia wciąż była niezmordowana do tego stopnia, że dostała nowy pseudonim – „duracell”. Warto podkreślić, że o ile same warsztaty są nastawione na wskazanie właścicielom psów, sposób pracy i szkolenia pupili, o tyle same testy sprawdzały pierwszą reakcję psa w danym ćwiczeniu (trochę na zasadzie, tworzymy określone warunki i zobaczymy co pies zrobi sam z siebie). Późniejsze wskazówki od sędziów potrafiły w niektórych przypadkach zdziałać wręcz cuda.

 Atmosfera warsztatów kapitalna, psy wesołe acz zmęczone (mijają już prawie 24 godziny od zakończenia, a nasz duracell wciąż śpi jak niemowlę), satysfakcja właścicieli olbrzymia.  A przy wieczornych rozmowach, nawet EURO 2012 zeszło na plan dalszy.

Dziękuję za świetny czas uczestnikom warsztatów i oczywiścię sędziom – dowiedziałem się tyle o psach jak nigdy dotąd.